Kilkanaście lat temu region, który zamieszkuję, nawiedziło widmo zatopienia. Pamiętam, jak będąc jeszcze dzieckiem rodzice w środku nocy zapakowali mnie do jednego samochodu, a rodzeństwo do drugiego. Pamiętam też, jak sąsiedzi krzyczeli, że to dziś w nocy fala powodziowa w swej kulminacyjnej fazie dotrze do mojego domu. Miałam niecałe dziesięć lat i w jakiś sposób fascynowała mnie ta sytuacja. Owszem, byłam przerażona, jak każdy. Byłam też podekscytowana, że coś takiego dzieje się właśnie tu, gdzie mieszkam, gdzie się bawię i uczę. Nam się udało, moja miejscowość ocalała. Dzięki pracy wielu ludzi na wałach udało się zatrzymać rzekę.
Teraz jestem znacznie starsza i część z tego strachu pozostała. Niestety kilka lat temu powróciło to, co wtedy było dla mnie ciekawym zjawiskiem. Jako dorosła osoba pojęłam, że woda niszczy wszystko, bez wyjątku. I tym razem nam się udało. Wyciągnięto wnioski, wał odbudowano i wzmocniono.
Nie wszyscy mają tyle szczęścia. We wszystkich mediach mówiono i pisano o zatopionych miejscowościach. Widząc zdjęcia i filmy zaczynasz rozumieć, że to nie jest zabawa.
Dziś informacje o potencjalnym zagrożeniu rozprzestrzeniają się błyskawicznie. Dlatego każdy, bez wyjątku powinien od czasu do czasu posłuchać informacji z regionu. Jeżeli nie masz na to ochoty, sprawdź mapę zagrożenia powodziowego. Znajdziesz ją na stronach ISOK.
Nie lekceważ zagrożenia, bo być może kiedyś zdarzy się, że z powodu braku informacji Twoje dzieci, tak jak ja kiedyś, będą w środku nocy wywożone z domu. Nie zrozumieją tego od razu, nie docenią powagi sytuacji. Po wielu latach z poczuciem wstydu wspomną, że dla nich była to jedynie dobra zabawa.